Obóz szkoleniowy w Kokotku ? klasa 2 LOa - relacja z wyjazdu
W poniedziałek o godzinie 8:30 wyruszyliśmy do Kokotka, dzielnicy Lublińca, w bojowym nastawieniu, pełni energii i ciekawi nowych doświadczeń. Po drodze zabraliśmy klasę mundurową z Lędzin i o godzinie 10:30 byliśmy na miejscu.Tam czekały już na nas klasy z Sosnowca. Po wyjściu z autobusu zostaliśmy zaskoczeni przez instruktorów, którzy krzycząc kazali nam biec z bagażami na obozowisko. Przydzielili nam namioty, po czym każdy z nas, z magazynu przynosił dla siebie łóżko polowe, koce i podesty pod plecaki. Po wyczerpującym maratonie przywitali nas, podzielili na plutony [my byliśmy drugim], wytłumaczyli jak będą wyglądać zajęcia, jak zwracać się do instruktorów oraz poinformowali o 3 alarmach [bojowym, ppoż, ostrzał bazy,] i jak mamy się w trakcie nich zachować.
Przed każdym wyjściem na zajęcia, dowódcy plutonów byli odpowiedzialni za przeliczenie uczniów, a przed posiłkami mieli zdawać raport kapitanowi. Każdego dnia na stołówkę mieliśmy przydzielać dyżurnych, a w czasie jedzenia musiała być zachowana cisza. Nakazane było poruszanie się marszem, w dwuszeregu za dowódcą.
Po tak krótkim czasie dotarło do nas, że łatwo nie będzie, a instruktorzy wydawali się bardzo surowi i zdyscyplinowani. Za niestosowne zachowanie i nie wykonywanie ich poleceń najczęściej kazali robić pompki, niby nic, ale po 5 dniach trochę się tego nazbierało.
Do obiadu ćwiczyliśmy musztrę, a po pysznym posiłku udaliśmy się na zajęcia chemiczne, gdzie uczyliśmy się zakładać maski i stroje przeciwgazowe, ale żeby nie było za łatwo, kazano nam w nich biegać i czołgać się. Chwilka przerwy i już biegliśmy na zajęcia z pierwszej pomocy, na których powtarzaliśmy wiadomości nabyte już wcześniej w szkole. Kolacja, a po niej znów musztra. O 20:00 przyszła pora na krótki prysznic, niestety w zimnej wodzie. O 22:00 ogłoszono ciszę nocną, wartę tej nocy sprawowali uczniowie z Sosnowca. Zdawałoby się, że to już koniec przygód na ten dzień, ale po godzinie 23;00 usłyszeliśmy wycie syreny. Ogłoszono alarm ppoż, co oznaczało, że trzeba natychmiast ewakuować się z namiotów. Dowódcy przeliczyli stan swoich plutonów i udaliśmy się na spoczynek. Ta noc była bardzo niespokojna, bo w każdej chwili mogli ogłosić następny alarm, na szczęście tego nie zrobili.
Kolejny dzień zaczął się już o 6:00 poranną zaprawą, biegaliśmy długo po lesie, a po powrocie na obóz zrobiliśmy ćwiczenia rozciągające. Do godziny 8:00 namioty musiały być posprzątane, a łóżka pościelone, tak jak uczyli nas poprzedniego dnia. Po śniadaniu udaliśmy się na paintball, tam mogliśmy się trochę wyluzować, później na zajęcia teoretyczne z panem leśniczym, który opowiadał o mapach wojskowych, następnie rozmawialiśmy z panem policjantem o jego zawodzie, później samoobrona, czyli zakładanie dźwigni itp. Po długo wyczekiwanym obiedzie, na zajęciach z komunikacji i łączności, przyszła pora na naukę alfabetu Morse'a, kodu ułamkowego i alfabetu fonetycznego, po czym używając telefonów polowych MB-66, podejmowaliśmy próby łączności między bazami, nadając zaszyfrowane komunikaty. Po kolacji planowo miała odbyć się musztra, niestety zaskoczyła nas burza i okropna ulewa, dlatego musieliśmy zostać w namiotach.
3 dzień był tak samo wyczerpujący co poprzedni. Pobudka, zaprawa i śniadanie, a po nim strzelnica, zostaliśmy podzieleni na dwie grupy, jedna strzelała do tarczy pod okiem pana instruktora strzelectwa sportowego, a druga uczyła się o granatach oraz rozkładać i składać karabin KBK AKMS. Potem udaliśmy się na boisko, gdzie instruktor przeprowadził nam zajęcia dotyczące interwencji i użycia środków przymusu bezpośredniego. Po obiedzie opuściliśmy obóz i udaliśmy się na taktykę zieloną. Po kolacji, jak zawsze, miała odbyć się musztra, ustawiliśmy się w zbiórce i czekaliśmy na polecenia, nagle syrena zawyła i ogłoszono alarm bojowy. Mieliśmy 15 minut na spakowanie małych plecaków i wyruszyliśmy do lasu na noc. Na szczęście pogoda popsuła plany instruktorów i zadowoleni, że nie musimy spać na gołej ziemi, wracaliśmy do obozu. Na warcie stanęli uczniowie z Lędzin, niestety nie było czasu na kąpiel, bo zaczęła się już cisza nocna.
Czwartek był równie intensywny, a poranna zaprawa jeszcze dłuższa niż wcześniej. Przed śniadaniem było trochę wolnego czasu, więc kto zdążył, mógł wziąć prysznic. Później, biegiem na śniadanie, a po nim zajęcia saperskie. Po długim, ale interesującym wykładzie o minach, przystąpiliśmy do praktyki. Zabraliśmy ze sobą wykrywacz metalu i każdy mógł spróbować znaleźć coś ciekawego. Następnie poszliśmy na strzelnice, a tam czekał na nas tor, składający się z 5 stanowisk, który każdy musiał pokonać na czas. W międzyczasie chłopcy rywalizowali ze sobą w składaniu i rozkładaniu karabinu.
Po obiedzie mogliśmy spróbować naszych sił na parku linowym, a co niektórzy, przezwyciężyć swój lęk wysokości. nie obyło się też bez małych wpadek, takich jak zepsucie jednej przeszkody czy zejścia z trasy przed zakończeniem. Kolacja, musztra i prysznic. Niebo było bezchmurne, co moglo oznaczac tylko jedno -instruktorzy wkrótce nadają alarm bojowy. Tej nocy, na warcie stanąć miał nasz pluton, niestety nie doczekaliśmy się godziny 22:00, bo tuż przed zawyły syreny. 15 minut i już każdy z plecakiem, śpiworem i kocem był gotów do marszu. Po oddaleniu się na około 5 km od obozu, rozłożyliśmy nasze rzeczy i spaliśmy pod gołym niebem.
I tak nastał dzień piąty. Co prawda pobudka miała być o 5:30, ale przez niską temperaturę wszyscy wstawali wraz ze wschodem słońca. O wyznaczonej godzinie, dowódcy plutonów robili zbiórki i udaliśmy się do obozu. Jeszcze przed śniadaniem mieliśmy się spakować, a po nim odnieść kanadyjki, koce i podesty.
Chętni mogli przystąpić do zawodów, z naszego plutonu wystartowały 2 drużyny po 4 osoby. Konkurencje były następujące: rzut granatem w wyznaczone miejsce, strzelanie do kaczek, udzielenie pomocy poszkodowanej ze złamaną nogą, czołganie się, skręcanie, zakładanie i ściąganie masek gazowych, i co najlepsze, przeprawa przez rzekę, a na koniec, dobiegnięcie w mokrych mundurach do mety. Trasa była bardzo wyczerpująca, a my daliśmy z siebie 200% i zajęliśmy III i V miejsce. Może nie byliśmy najlepsi, ale mamy satysfakcję, że dobiegliśmy do końca.
Po ogłoszeniu wyników z zawodów, wręczono wyróżnienia uczniom najbardziej zaangażowanym w zajęcia. Z naszej klasy dyplom otrzymali Wojtek Drzewiecki i Dawid Bielanin. Zmęczeni i głodni udaliśmy się na apel i ostatni posiłek, o 12:30 wyruszyliśmy do domu.
Mimo, że na początku wydawało nam się że będzie okropnie, a instruktorzy będą dla nas niewyobrażalnie ostrzy, to po kilku zajęciach okazało się, że są bardzo sympatyczni. Nigdy do niczego nie zmuszali, a po zajęciach zawsze pytali czy cos sie komus stało.
Ten obóz był dla nas ciekawą przygodą, nauką pokory i dyscypliny, pozwolił oderwać się od rzeczywistości, nabyć wiedzy i umiejętności, poznać nowych ludzi, a także pokazał nam, że umiemy razem współpracować i wspierać się jako klasa.